DOM, W KTÓRYM RODZI SIĘ WSPÓLNOTA. RODZINA, SPOŁECZEŃSTWO, KOŚCIÓŁ
BENEDETTO GUI
DOBRA RELACYJNE – POMIĘDZY ŻYCIEM EKONOMIĄ A ŻYCIEM PRYWATNYM.
BEZ WSPÓLNOTY ŻYCIE NIE MA JAKOŚCI.
Temat, który mam podjąć kieruje nas w nieco inną stronę, ku innemu zagadnieniu, które może się wydawać nie tak bardzo pilne, lecz jest niemniej ważne: czy współczesne sposoby zarządzania ekonomicznego, nawet jeśli dobrze funkcjonują naprawdę służą obywatelom, w ich codziennym życiu, w ich ‘planach życiowych’?
Aby odpowiedzieć na te pytania, możemy odnieść się do aktualnie prowadzonych badań dotyczących ekonomii i szczęścia (inaczej mówiąc: ‘szczęścia podmiotowego’, co w języku angielskim można określić jako well-being).
Punktem wyjścia niech będą dane pochodzące z wyników badań.
Ocena „podmiotowego dobra” opiera się na odpowiedziach udzielonych przez osoby zapytane: czy jesteś szczęśliwy?”, albo też nieco inaczej: „czy odczuwasz satysfakcję z twojego życia?”.
Oczywiście może to rodzić wiele wątpliwości, ponieważ stwierdzenia mogą być bardzo dalekie od rzeczywistości. Ja zresztą też miałem takie wątpliwości. Jednak tym, co mnie przekonało, jest fakt, że takie badania zostały przeprowadzone wielokrotnie i były powtarzane w różnych krajach z zastosowaniem różnych narzędzi statystycznych, a mimo to niektóre wyniki się powtarzają.
Pierwszy wynik wskazuje na to, że wzrost dochodu wpływa na poczuciu dostatku, lecz jego skutek jest niewielki. Ponadto, ów skutek jest jeszcze mniejszy, jeśli wraz z moim dochodem wzrasta także dochód osób, z którymi się porównuję (np. sąsiedzi, koledzy w pracy). Jednym słowem: nie spodziewajmy się tego, by wzrost ekonomiczny wystarczył do tego, aby czynić nas szczęśliwymi.
Jeśli więc nie zależy ono od dochodu (lub też niewiele), to w takim razie, od czego zależy podmiotowe poczucie dobrobytu?
Po pierwsze od intensywności i jakości relacji międzyosobowych. Są to sprawy, którymi nauki ekonomiczne prawie wcale się nie zajmowały, i które w gruncie rzeczy były uważane za mało ważne, teraz natomiast zaczynają być brane pod uwagę w różnych analizach ekonomicznych: PKB PIL (prodotto interno lordo - produkt krajowy brutto), wydatki na konsumpcję, bogactwo.
Niektórzy autorzy próbują ustalić, jaki wzrost dochodu mógłby, teoretycznie, zrównoważyć skutek zerwania relacji rodzinnych lub przyjacielskich. Liczby, jakie się tu pojawiają, są zaskakująco wysokie, i sięgają ośmiokrotnego rocznego dochodu osób badanych.
Inną wielkością, która ma pozytywne znaczenie i statystycznie jest istotna w odniesieniu do poczucia dobrobytu jest zdrowie. Wydaje się, jakbyśmy słyszeli nasze babcie (wprawdzie nigdy nie miałem okazji poznać polskich babć, lecz sądzę, że mówiłyby niewiele inaczej niż moja babcia): „nieważne czy mamy wiele pieniędzy, najważniejsze jest zdrowie, piękna rodzina i przyjaźnie”.
Co jeszcze może się przyczynia
do naszego poczucia dobrobytu?
Wykonywanie czegoś, co w naszym przekonaniu już samo w sobie ma wartość, ponieważ jest interesujące, lub też jest zgodne z naszymi wartościami, a nie tylko dlatego, że umożliwia nam zarobienie pieniędzy. A ponadto wizja życia „nie materialistyczna” (dążenie nie tyle do bogactwa, sukcesu, kariery, ile do dobrych relacji z innymi, pragnienie bycia potrzebnym innym, chęć pomagania).
Jednym słowem, zakres studiów nad szczęściem uzmysławia nam, naukowo, że „nie tylko z PKB człowiek żyje”.
Jest też inny sposób ukazania tej koncepcji: Dobra ważne dla naszego życia, to nie tylko te, które zdobywamy w supermarkecie albo przez Internet, to znaczy te, które są uwzględniane w kalkulacjach krajowych, lecz istnieją także inne dobra, nie mniej ważne dla jakości naszego życia.
Myślę głównie o “dobrach relacyjnych”, które łączą się z naszą refleksją nad ‘domem’ i ‘wspólnotą’. Czym one są? Wyjdźmy od konkretnego przykładu. Jedziecie samochodem i robicie sobie przerwę na kawę. W takim wypadku, ekonomia dostrzega wyłącznie wymianę pomiędzy określoną kwotą złotych a filiżanką kawy lub jakiegoś określonego napoju, wypitego w jakimś określonym miejscu. posiadającym określone wyposażenie.
Jest pewna różnica pomiędzy sytuacją, gdy tę kawę biorę z automatu, który może mi nie tylko przygotować kawę dobrej jakości, lecz przy okazji wyświetli mi informacje o ruchu na drodze lub o pogodzie, a taką sytuacją, gdy tę kawę poda mi konkretna osoba, z którą, choć krótko mogę sobie nawet pożartować.
Jeśli chcemy mówić o jakiejś różnicy w tych dwóch sytuacjach, to chodzi tu głównie o dobra relacyjne.
Jeśli mam przed sobą długą podróż, a nie znam drogi, jest noc i być może na dodatek pada śnieg, to ta różnica może się okazać zasadnicza. Bo w takiej sytuacji być może to, czego najbardziej szukam, nawet bardziej niż łyk kawy, jest bezpieczne spotkanie się z żywym człowiekiem, gotowym nawiązać ze mną kontakt.
A jeśli jestem w szpitalu, sam z moimi bólami i troskami, to czy ma znaczenie to, czy zabiegi mam wykonywane przez doskonały robot, czy przez człowieka?
Te przykłady, które podałem, oczywiście mogą być skrajnymi sytuacjami, natomiast zjawisko jest znacznie bardziej złożone.
Nasze życie ekonomiczne składa się z działań indywidualnych oraz interakcji z innymi. I te ostatnie, są być może ważniejsze od tych pierwszych. Współdziała się z innymi, aby kupić lub sprzedać (żywność, ubrania); aby udzielać usługi, lub z nich korzystać (pomyślcie o leczeniu, albo obcięciu włosów), lub też we współpracy nad realizacją konkretnego zadania produkcyjnego (wyobraźmy sobie zespół pracowniczy, który naprawia wielkie maszyny).
Podczas tych tzw. ‘spotkań’ typowe spojrzenie ekonomiczne ukazuje nam raczej rzeczowe rezultaty (zapłacona cena, otrzymane określone dobra lub usługi, wykonana naprawa). Lecz za każdym razem, gdy spotykają się dwie osoby (aby uprościć, ograniczmy się do dwóch osób), produkuje się także inne dobra finalne ‘output’: są nimi komunikacja na płaszczyźnie efektywnej, która tworzy dobro (lecz czasem, niestety także zło), którego równolegle jesteśmy producentami (a dokładniej, jesteśmy ich współproducentami, wraz z osobami, z którymi pertraktujemy) i konsumentami.
Taka komunikacja istotnie może być przekazem szacunku, dowartościowania, może być dzieleniem się, pocieszaniem, okazywaniem zainteresowania drugiemu, towarzyszeniem, zrozumieniem, lub też czymś zupełnie przeciwnym: odrzuceniem, obojętnością, podejrzliwością.
Jakość naszego życia zależy w znaczny sposób od dobra, lub też zła, które na ogół nie są jednak wliczane w nasze kalkulacje.
Jednym z powodów, dla których utrata pracy jest tak bardzo ciężko przeżywana w odniesieniu do poczucia dobrobytu (i pod tym względem wszystkie wyniki badań mówią to samo) jest właśnie fakt utraty możliwości współtworzenia i bycia odbiorcą tych właśnie dóbr. Oczywiście nie mówimy o przypadkach mobbingu (złe traktowanie, upokorzenia, itp. w miejscu pracy), który może doprowadzić ofiarę nawet do depresji.
Interakcje osobowe są innym mało widocznym skutkiem, który także możemy zaliczyć do wyznaczników ‘relacyjnych’: gromadzenie specyficznej wiedzy (przedtem mówiłem o dobrach użytkowych, teraz natomiast o czymś, co można przyporządkować do dóbr kapitałowych) przez podmioty, o których mowa; wiedzy, która w przyszłych kontaktach z tymi podmiotami pozwoli nam osiągnąć najlepsze wyniki (np.: lekarz, który zna pacjenta, dużo lepiej będzie umiał rozeznać symptomy, o których ten pacjent mu powie; albo też dwaj robotnicy, którzy pracują obok siebie, dużo bardziej będą umieli skoordynować swoje czynności przy użyciu niewielu słów).
Znajomość drugiego powoduje także wzrost naszych możliwości produkowania dóbr relacyjnych możliwych do ‘zużytkowania’ podczas spotkań (bo np. aby móc sobie czasem zażartować, i być w tym zrozumianym, trzeba mieć całościową wiedzę o tym kimś).
Inną rzeczywistością, którą można gromadzić przy okazji każdego spotkania jest bliskość afektywna do drugiego (empatia, zaufanie), oczywiście, jeśli takie spotkanie odbywa się we wrogiej atmosferze, to zamiast gromadzenia, może dojść do strat.
A zatem jakość “ludzkiego kapitału”, typowego dla relacji wraz z jego kluczowymi innymi pochodnymi jest czynnikiem ważnym dla bogactwa osób (jeśli chcemy użyć właściwego sformułowania) i jest także ważnym czynnikiem bogactwa wspólnoty (rodziny, osiedla, stowarzyszenia).
Jeśli tak się sprawy mają, to wiele aspektów naszego oceniania ulega zmianie.
Matka rodziny (oczywiście, to może też być ojciec, a takich znam), która dokonuje wyboru, aby nie pracować zarobkowo, nie jest zatem kimś ‘bezprodukcyjnym’.
Jeśli swój czas i siły przeznacza na utrzymywanie sieci relacji między krewnymi i przyjaciółmi; jeśli jest na przykład w klasowym zespole rodzicielskim, to wówczas otwiera drogi komunikacji pomiędzy samymi rodzicami oraz nimi i nauczycielami; jeśli tak robi, jest nie mniej pożyteczna od kogoś, kto naprawia ulice: w obydwu przypadkach skutkiem jest polepszenie ‘infrastruktur’ wspólnotowych.
Infrastrukturami wspólnoty są także stowarzyszenia (różnego rodzaju: kulturalne, sportowe, wolontariatu, dla młodych, dorosłych a także dla osób starszych) i także ci, którzy angażują się w ich powstawanie oraz w podtrzymywanie ich. Są oni twórcami infrastruktur relacyjnych wspólnoty.
Podobnie ważne jest, aby ludzie mieli miejsca nieformalnych spotkań, gdzie mogliby się często gromadzić a zatem mieć możliwość gromadzenia owego ‘kapitału specyficznego dla relacji’, z sąsiadami lub mieszkańcami tego samego osiedla.
Okazuje się zatem, że patrząc z takiej perspektywy, zmierza się do pewnego zagrożenia: otóż małe sklepiki odwiedzane przez określoną ilość osób (tysiąc? dwa tysiące? pięć tysięcy?), w których była okazja, aby także porozmawiać a nie tylko zapłacić i wyjść, są na wymarciu, zastępowane przez wielkie centra handlowe, znacznie bardziej wydajne a zatem też bardziej konkurencyjne, lecz anonimowe, bo odwiedzane np. przez sto lub dwieście tysięcy osób, co sprawia, że trudno jest się spotkać przypadkowo i często.
Nie mówię, że wielkie centra handlowe są czymś złym, lecz jeśli zdamy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie dla życia człowieka mają relacje, to koniecznie trzeba, aby istniały także miejsca spontanicznych spotkań. I to powinno być istotnym, aspektem w zagospodarowywaniu miast. Także dlatego, że tam, gdzie ludzie się nie spotykają, wzrasta izolacja, a to jest jedna z form ubóstwa, jakie zaczyna się szerzyć w metropoliach krajów dobrze rozwiniętych ekonomicznie. Tam, jeśli ktoś upadnie, lub zostanie napadnięty na drodze, nikt z przechodniów nie zareaguje, lecz się odsuwa.
Te moje refleksje na temat dóbr relacyjnych były krytykowane przez niektórych kolegów, gdyż ich zdaniem są zbyt ograniczone. To prawda. Bo w życiu człowieka relacja z drugim jest czymś znacznie więcej niż tylko dobrem użytkowym, lub możliwością gromadzenia jakiejś formy kapitału ludzkiego.
Relacja z drugim jest elementem nieodłącznym dla naszego rozwoju osobowego, dla rozwoju naszych zdolności, oraz dla formacji naszej tożsamości.
Co więcej, nasze spotkanie z drugim ma zdolność bycia momentem najwyższym w naszych ludzkich doświadczeniach, „nieustannym owocowaniem” jak powiedziałby Emmanuel Mounier.
Niemniej uważam, że może być użytecznym pamiętanie o tym, że wśród ’dóbr’, ze względu na które szukamy naszego dobrobytu, są także owe ‘dobra relacyjne’ w wymiarze relacyjnym.
Chciałbym jeszcze powiedzieć o relacjach i świecie pracy.
Jedna z podstawowych refleksji dotyczy jakości życia prywatnego, które tak bardzo zależy od jakości i intensywności relacji, a składa się na to ogromna ilość czasu i sił psychicznych, które poświęcamy aktywności zawodowej. Rzecz dotyczy przede wszystkim, lecz nie tylko, tych, którzy mają większy zakres odpowiedzialności, co może być szkodliwe nie tylko dla nich samych, lecz również w innych powiązaniach (dla członków rodziny, przyjaciół, znajomych), ponieważ także dla nich ów czas i energie tego pracownika są ważne.
Z drugiej strony, miejsca pracy są także miejscami relacji. Na szczęście w świecie ekonomii uwarunkowanym logiką zysku, coraz bardziej rośnie liczba takich przedsiębiorstw, które kierują się zupełnie inną logiką.
Myślę, że znacie Państwo, na przykład przedsiębiorstwa społeczne promowane w Bangladesz przez Muhammada Yunusa, który najpierw zdobył nagrodę Nobla w dziedzinie pokoju za pomysł mikrokredytów, a potem założył inne przedsiębiorstwa produkcyjne, po to, aby także w regiony wiejskie dotarły zdrowa żywność dla dzieci, telefonia komórkowa, i woda pitna za bardzo niską cenę. I nie tylko to.
Zajrzyjcie Państwo, na stronę internetową fundacji Skoll (Jeff Skoll to młody założyciel e-Bay). Znajdziecie tam wspaniałą listę różnokolorowych twarzy (europejskich, hinduskich, afrykańskich), tych przedsiębiorców społecznych, którzy zostali nagrodzeni w ostatnich latach za niezwykłą różnorodność pomysłów i zrealizowanych projektów na rzecz najuboższych lub upośledzonych.
W tym czasie, który mi jeszcze pozostał chciałbym Państwu powiedzieć kilka słów o przedsiębiorstwach, które starają się stosować inną logikę, a są to przedsiębiorstwa Ekonomii komunii. Mówię Państwu o tych, gdyż znam je z bliska, ponieważ uczestniczę w tym projekcie (oczywiście jako profesor, a więc bardziej gadaniem niż rękami). Najbardziej widocznym aspektem jest zobowiązanie do dzielenia się zyskami z tymi, którzy pilnie potrzebują pomocy oraz na rzecz rozszerzania ekonomii opartej na idei komunii – wspólnoty.
Co to znaczy komunia?
Oznacza, że relacje ekonomiczne jakie zachodzą w życiu przedsiębiorstwa, to znaczy pomiędzy tym, który sprzedaje a tym, kto kupuje; pomiędzy pracodawcami, zarządcami, pracownikami, sponsorami, itd., to nie tylko wymiana interesów, lecz także możliwość, aby przeżyć doświadczenie komunii, aby dokonać doświadczenia otwartości i wzajemnego przyjęcia, i to wyznacza podstawę bycia w relacji międzyosobowej.
Co to praktycznie oznacza? Opowiem pewien fakt.
Pewien kierownik w argentyńskim zakładzie pracy zorientował się, że jedna z pracownic dziwnie się zachowuje. Fakty wskazywały na to, że się narkotyzuje. Wszystko przemawiało za tym, aby ją zwolnić. Lecz kierownik z nią porozmawiał. Kobieta zobowiązała się, że podda się leczeniu. A potem? Kierownik wiedział, że nie może narażać innych pracowników na obecność tak problematycznej osoby. Zebrał ich, wyjaśnił im sytuację i zapytał, czy godzą się, aby ona pozostała w zakładzie (to zaś oznaczało, np. że ktoś przy niej musi być w czasie przerwy na obiad). Jedna z pracownic wstała i powiedziała, że kiedyś bardzo cierpiała, ponieważ czuła się wykluczona, dlatego uważa, że tę kobietę należy zatrzymać w zakładzie. Pozostali też się zgodzili. Ta pracownica do dziś tam pracuje.